Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 156.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

a drugą Ahaswerze, gospodyni. — Pogódźcie się panowie i mówmy o czémś dostępniéjszem dla nas, co myślami nie nawykłyśmy wzlatywać tak wysoko.
Ruszyli się wszyscy.
Z twarzy dysputujących widać było, że pomimo rozejmu ogłoszonego przez gospodynię, podrażnienie trwało. Języki gotowe były do boju; każdy miał cóś jeszcze na poparcie i obronę przekonań swych do powiedzenia.
Tymczasem Ahaswera unosiła się pocichu nad wymowném, genialném wystąpieniem swojego protegowanego, pani Eliza zaś szeptała księżnie, iż hrabia Filip we wszystkiém zawsze jest pesymistą i oprócz tego sprzeką. Wiktora wziął pod rękę pan Ferdynand, dostrzegłszy że siostra okazywała mu niezwykłą uprzejmość i sympatyą. Rad był go sobie zaskarbić na wszelki wypadek, choć jeszcze do téj fantazyi nie przywiązywał zbytniego znaczenia.
Zaczynało jednak zastanawiać go to, że kazano mu zaprosić Wiktora, że Eliza ciągle była w usposobieniu niezwykłem, podrażniona, i w poufałéj rozmowie zbyt często wspominała artystę, jakby mimowolnie.
Miał więc domysły, przeczucia; chciał, zaprzyjaźniając się lepiéj, wybadać tego człowieka, dotąd osłaniającego się tajemnicą.
Zabawiał więc go jak umiał, trochę mu dworując i usiłując postawić się na stopie poufalszéj.