Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 163.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

—- Przecież ja wolę to, niżeli bałwochwalcze, nieruchome uwielbienie widm, które potworzyła na tle dziejowém imaginacya wieków, o krytyce niemających pojęcia — rzekł Filip.
— Pozwól jednak — dodał August — abyśmy my, biédni, zaślepieni, wsteczni, laudatores temporis acti, tym poobalanym ideałom przeszłości łzę uronili na pożegnanie. Zgoda na to, że one były utworami wyobraźni ojców, lecz to mi je czyni drogiemi. Naród każdy w historyą swoję wprawiał klejnoty, ideały, nadając im kształty, jakie w duszy piastował; malował swych bohatérów może nie takimi, jakimi byli, ale jakimi ich pragnął miéć i widziéć. Toć przecie stanowi świadectwo postulatów ducha narodowego, może dla nas droższych, niż prostowanie dat fałszywych i odgrzebywanie jakichś prawd maluczkich, z których nic wycisnąć niepodobna. Gdy wieki pracują na wyrzeźbienie posągu, gdy kują taką świątynię w skale i głazom nadają formy, które się w ich myślach zrodziły — mam za świętokradztwo niszczenie takiego dzieła, choćby dziś z niego szopy na siano zrobić nie można.
— Kochany hrabio — przerwał Filip szydersko — puściłeś się tak daleko, iż mi cię żal, bo zabłądzisz. Musielibyśmy więc siedziéć z założonemi rękami około przeszłości, dać jéj porastać mchami i nie śmielibyśmy jéj dotknąć? Toby nas doprowadziło do chińskiego zastoju.
— Czy wolisz, abyśmy burząc, doszli do egip-