Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 168.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nad tém, że mi ją narzuciła natura, i radbym zetrzéć to fałszywe piętno.
— Dlaczegóż fałszywe? — zawołała Ahaswera.
— Bo do imienia artysty nie mam prawa — rzekł Wiktor — a w charakterze jedną tylko niezmierną miłością niezależności zbliżam się do Cyganów.
Wczasie tego krótkiego epizodu, hrabia Filip, którego twarz nagle się zmieniła, pociągnął za rękaw poetę, dał mu znak i uprowadził do kąta, chociaż nie byli nigdy z sobą w bliższych stosunkach.
— Kochany poeto — odezwał się cicho — mam ważny powód, dla którego chciałbym wiedziéć koniecznie, jak wygląda ta niby artystka tragiczna. Nie chcę się o to dopytywać tego pana, którego znam mało... może będziesz łaskaw.
Emil Marya musiał być rad z tego, że hr. Filip go zapotrzebował, i rozpoczął opis twarzy, ubioru, wyrazu nieznajoméj — jaknajbardziéj szczegółowy. Filip, zmarszczony, słuchał z zajęciem wielkiém.
— Chcę być dokładnym — dokończył poeta. — Przypatrzyłem się téj twarzy, chcąc ją sobie narysować w albumie, mogę więc, jak w pasporcie, na końcu znak szczególny dodać, że na lewym policzku ma czarną plamkę.
Spojrzał na Filipa: stał niemy i jak osłupiały; dopiéro po chwilce, wracając do przytomności, podziękował zimno i poszedł zająć swe miejsce