Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 176.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pewnego nieszczęśliwego człowieka, który nadaremnie wzdycha do bóstwa, a ono nie chce go ani słyszéć, ani rozumiéć.
Hrabia Filip próbował się uśmiéchać.
— Gdyby zakochani rad słuchali — dokończyła Ahaswera — powiedziałabym mu, ażeby gdzieindziéj zaniósł westchnienia swoje... bo szkoda szafować niemi nadaremnie. Są-to przecie drogie wyziewy duszy!
— Westchnienia, które księżna tak poetycznie nazwałaś — odparł hrabia poważniéj niż zwykle — rodzą się w pewnych dobach życia, czy jest czego wzdychać, czy nie. Cóż zrobić z niemi? trzeba je wyszafować bez skutku, aby piersiom ulżyć!
Rozśmiała się z téj teoryi księżna i zaczęła wybiérać do domu; poeta servente szukał już chustki i kapelusza swéj pani, kazała mu bowiem odprowadzić się, co Emila widocznie wprawiało w dumę.
— Patrzaj-że — szepnął na ucho hr. Augustowi Filip — Ahaswera nie na żarty przywłaszczyła sobie wieszcza i geniusz wprzęgła do swego rydwanu. Gotowa go pociągnąć do Biarritz. Żalby mi było biédaka, bo choćby zawiozła z sobą, któż ręczy, czy go gdzie na drodze, znudziwszy się pieśnią, nie porzuci.
Hr. August pośpieszał, pożegnawszy się, ku drzwiom, aby się pozbyć towarzysza, który go jednak dogonił na schodach i razem z nim, ba-