Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 184.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zwiędłą, kwaśną a tak zatopioną w sobie, w swéj pracy, iż ledwie ukradkiem w oczy jéj zajrzéć było można. Zresztą — ciągnął daléj Ferdynand — powagi ma wistocie wiele; przypomina czy wielką damę, czy doskonałą aktorkę. Mnie się nie podobała. Wszyscy nasi znajomi, oprócz hr. Filipa, zaintrygowani nią wielce. Księżna Teresa zbliżyła się do niéj, pod pozorem zapytania, czy rozpoczęta kopia jest do nabycia. Odpowiedziała jéj, zdziwiona nieco, że nie sądzi aby nabywania była wartą, gdyż nie ma jeszcze dosyć wprawy w téj pracy. Księżna usiłowała przeciągnąć rozmowę, lecz nieznajoma widocznie sobie nie życzyła ani zbliżenia, ani zajmowania sobą. Odpowiadała półsłowami, nie patrząc, i grzecznym ukłonem pożegnawszy tę dobrą księżnę Teresę, wróciła bardzo pilno do roboty. Innym się całkiem nie powiodło — dokończył Ferdynand.
To mówiąc, spojrzał na zégarek; czas już iść było. Pod pozorem szukania cieniu w małych uliczkach, miał w myśli przeprowadzić Wiktora tak, aby wszelkiemu możliwemu zapobiedz spotkaniu ze znajomymi.
Wyszli wreszcie i dostali się szczęśliwie, niepostrzeżeni, jak się im zdawało, na Via Sistina. Gdy weszli, pani Lizy nie było w salonie i brat sam wprowadził zaraz milczącego Wiktora do fresków.
Gospodyni wprawdzie oddawna była ubraną