Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 193.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szanie, iż Wiktor, dostrzegłszy to, bardzo zręcznie zmienił przedmiot rozmowy, poczynając rzecz o Włoszech i Rzymie.
Chcąc czémś weselszém zabawić, żartował z towarzystwa, które tak chciwie zbiegło się oglądać nieznajomą artystkę, o czém mu pan Ferdynand powiedział.
— Księżna, wracając, wstępowała do mnie — dodała Liza, ochłonąwszy z piérwszego wrażenia. — Ona jest wistocie zajęta mocno nieznajomą, ale u niéj nie jest to prosta ciekawość. Złote serce ma w tém udział wielki; wyobraźnia tworzy już sobie na tém tle cały dramat, aby w nim odegrać mogła rolę anioła-stróża.
— Nie wiem co się stało hr. Filipowi — przerwał Ferdynand, rad łatkę mu przypiąć, bo wiedział że siostra go nie lubiła. — On, zwykle tak skory do szukania znajomości, do zawiązywania stosunków, w celu zupełnie przeciwnym niż księżna, na ten raz okazuje nietylko obojętność, ale wstręt prawie; on jeden nie poszedł nowozjawionéj oglądać.
— Ty go zawsze sądzisz zasurowo — stając w obronie, odezwała się Liza. — To biédny, także życiem zmęczony człowiek... wiele mu przebaczyć potrzeba.
— Ja téż nie potępiam go, ale się nad nim lituję — odparł Fernando. — Nie ma jakoś szczęścia do nikogo. Powtarza ciągle, iż radby skończyć