Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 066.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

że wasza ekscelencja nie masz mi nic do wyrzucenia.
— A! wszystko było prześlicznie! udało się wybornie — jestem panu bardzo a bardzo wdzięczna — z przymusem niejakim odezwała się gospodyni — dokazałeś pan cudu.
— Król zdaje mi się był kontent a nawet zdziwiony trochę.
Gospodyni uśmiechnęła się zimno.
— Król? tak! tak! ale uważałeś pan jak prędko nam zniknął?
— Wszakże W. ekscelencja samiście go o to prosili?
— Nie sądziłam aby mnie tak łatwo wysłuchał!
— Interesa Stanu, a przytem potrzeba spoczynku! W całej podróży mowami, oracjami, deklamacjami nie dają mu pokoju! Spodziewam się jednak, dodał Francuz z uśmiechem wyższości, że N. Pan potrafił odróżnić moją kantatę, od tych pospolitych paplanin.
— O! nie wątpię!...
— Była zdaje mi się w najświeższym smaku, i śmiem sobie pochlebiać...
— Istotnie, N. Pan... przypominam sobie, unosił się nad nią.
— Podziwiał też urządzenie galerji, gabinetu, numizmatyki i biblioteki, mam więc nadzieję, że Wasza ekscelencja, której teraz nie będę już potrzebny, gdy hrabia — (Labe dawał ten tytuł bez braku wszystkim jeżdżącym karetą) — gdy hrabia już na świat wychodzi...
— Mówić będę, i wierz mi że wszelkich dołożę starań.
— Pochlebiam sobie, że taki człowiek jak ja, dodał Francuz, w kraju takim jak Polska... przydać by się mógł N. Panu.