Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 218.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Podano wieczerzę, przy niej i przy kieliszkach na których szczęk obudził się książę podskarbi znużony, posypały się gradem koncepta, piosenki, historyjki, plotki, poczęto opowiadać kronikę tajemną dworu i Warszawy, liczyć zmiany kochanków wielkich pań, opowiadać awantury zaszłe w ciągu tygodnia, kłótnie małżeńskie, zgody dawnych kochanków, i tysiączne podobne nowinki. Podczaszyc wciąż siedział chmurny i oczy nawet a usta pięknej Włoszki wciąż ku niemu zwrócone, ożywić go nie mogły.
— Do licha — szepnął w duchu przyglądając mu się jenerał — czy nie goły on tylko! czy się gdzie dziś nie zgrał? ale to być nie może! Ślicznie bym się wybrał, żeby on u mnie pieniędzy zażądał. Ale nie, to coś innego, niepodobna! wiem że ma kredyt u Teppera i u Schultza na 10.000 dukatów, tegom pewny, jużciż go w dzień jeden nie pożarł! albo to coś żołądkowego, albo serdecznego!
I spytał w końcu po cichu podczaszyca:
— Przyznaj bo mi się do licha co ci jest? jeśliś chory, niema się czem martwić, zawiozę cię zaraz do Beklera, może to na razie ubije....
— Dziękuję ci panie jenerale — odparł podczaszyc — alem zupełnie zdrów, to są zwykłe moje humory, które mnie niekiedy napadają....
— Nic innego, tylko źle trawić musisz — rzekł serjo sentencjonalnie jenerał — trzeba ci się kogoś poradzić, na to są doskonałe pastylki, a tymczasem spróbój się napić wina.
Ale i wino nic nie pomogło, gdyż rozmarzyło tylko podczaszyca, spotęgowując w nim wszystkie przywidze-