Za nim kanclerz Chreptowicz, jeden może, któremu złośliwej nie przypięto łatki, wyszedł w szarym stroju, ręce w kieszeni, książka pod pachą, zamyślony, głowa na dół, oczy w ziemię:
Wiele czytał, dobrze myśli,
Chłopom swoim prawa kreśli.
Wiele umie, cicho gada,
Nie ma koni, choć ma stada.
Jenerał tylko głową pokiwał.
— Zdradza się autor — rzekł — trzymamy go tedy, pochwałą się nam zdemaskował! słuchajmy dalej! słuchajmy!
Po Chreptowiczu wyszedł P..... marszałek W. Ks. Litewskiego, któremu się tylko dostało w końcu:
Mają go wszyscy za Włocha.
Rzewuski hetman polny, Ostrowski kasztelan, Czerski, którego wierszyk skąpstwem prześladował, nazywając liczy-krupą, Żarnowski, poprzedzili żywą znajomą bardzo postać hetmana wielkiego koronnego, butną i junacką, w jeneralskim mundurze cudzoziemskiej barwy.
Jenerał aż się ugryzł za palec, gdy usłyszał śmiało wywołany czterowiersz — .......
Mina z polska junacka,
Splamiła go krew bracka.
Kufel w ręku, w uściech cnota,
Z....... patrjota!
— Vehementer! — a przysięgnę, że to Węgierskiego koncept, zawołał Baucher, starając się o ile mógł wytrwać do końca — albo się bardzo mylę, albo by nikt inny tyle sprytu i odwagi niemiał!