Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 146.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ma ogromne choć zahartowane, ożeni się i interesa podkuruje.
— Myślisz pan? — spytał jenerał.
— Jestem tego pewny, byleby ubił do licha to zajście z Rybińskim, pogodził się z nim, wszystko się zreperuje. Zwłaszcza, że tu i kłócić się nie ma o co; winien starościc był, dostał naukę, wychodził się z niej i sza. Co się tyczy wojewodzinej, nie mają się już o co jeść, kiedy trzeci zajął miejsce przy jejmości.
— Cha! cha! — wmięszał się ze swym śmieszkiem suchym Cerulli — podczaszyc jak się widzi serce miał szerokie, wszak ci to, panowie uwierzycie, przy tylu amorach na któreśmy patrzyli, jeszcze jednę jakąś chował potajemną faworytkę, słyszę cudo piękności, utrzymywał ją gdzieś we dworku na Bednarskiej ulicy.
— Ja ją nawet najrzałem — przerwał jenerał — śliczna dziewczyna niema co mówić.
Wszyscy uszu nadstawili, bo nowa, nieznana i zalotna jak sądzono piękność, była dla nich niespodziewaną i miłą gratką.
— Cóż się z nią stało? gdzie ona? — spytano zewsząd.
— Zdaje mi się że pozostała w dworku na Bednarskiej ulicy, ma to być wiejski kwiatek — dodał Cerulli z włoskim akcentem szarlatana zachwalającego cudowny olejek leczący rany, zasiewający włosy i wywabiający plamy — ma to być wiejski kwiatek prześliczny, coś niewinnie pięknego...
Młodsi panowie spojrzeli po sobie.
— A gdzieżby to ją zobaczyć można? spytał kasztelan orator.