Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 243.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ich owieczek, ruszył zaraz w dalszą drogę, rozsypawszy krzyże błogosławieństwa na dworek Sienińskich, a po odejściu jego pan Kasper zamyślony, pozostał na krześle w pokoju Anusi.
Od porwania synowicy widocznie gryzły go więcej niż potrzeba omylone nadzieje, które młodość umie przeboleć łatwo, a wiek późniejszy nie zawsze przeżyć potrafi. Nie dziw, ostatnie to życia kwiaty. Od chwili jak się przekonał, że cała historja owej bogatej wdówki była niepoczciwem podejściem, Kasper tak sobie wyrzucał postępowanie swe, łatwowierność i tak cierpiał że się dał oszukać, że aż wymizerniał i do reszty spadł z ciała.
W dni kilka potem coraz czując się gorzej, położył się przed zwykłą godziną — nazajutrz chciał pójść na mszę i od bramy powrócił, wreszcie całkiem obległ bezsilny. W domu z powodu tej słabości, niepokój stał się wielki, posłano do kapucynów po O. Spirydjona i po doktora w drugą stronę. Nadbiegł o kiju kapucyn, nadjechał stary Niemiec okularowy, i oba uznali, że źle było koło pana Kaspra.
Stary milczał, oczy trzymał wlepione w jedno miejsce, a rękoma wciąż koło siebie niespokojny skubał. Powolnie wywiązywać się poczęła jakaś złośliwa gorączka, która pomimo wszystkich środków lekarskich jakich zaraz użyto, niczem się przerwać nie dała. Życie więcej niż oszczędne, bo niemal niedostateczne do utrzymania sił wiekiem nadwątlonych, przyczyniło się też wielce do postępów choroby, na którą złożyły się starość, zmartwienie i wycieńczenie.
Ledwie trochę mu przytomności przyszło by się wyspowiadać przed O. Spirydjonem, potem, gdy wpadł