Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 272.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Owładła mi domem, kuchnią, ludźmi, pieniądzmi, przyjaciołmi, wszystkiem co moje było, co mnie otaczało — stałem się niewolnikiem, kryć się muszę i męczę jak w piekle.
— No! ale ładna bestja! — rzekł śmiejąc się stary, i dodał namyślając się: — Potrzeba się z tego wycofać!
— Niepodobna.
— Jakto, niepodobna?
— Ale ja za nią szaleję!
— Toś warjat!
— Może, ale tak jest!
Jenerał popatrzył, ruszył ramionami i począł pić czekoladę.
— Pomyślimy — rzekł — ale cię to widzę nie mało kosztować będzie.
— Zna to że mnie opanowała — dokończył podczaszyc — rzuca mną teraz jak dzieckiem; jeszcze na dobitkę, wystaw sobie jenerale, co dzień pod oknem tego nieszczęśliwego Kozłowskiego z jego łysą jak kolano głową, który patrzy w okno moje, dobija mi się do drzwi, awantury wyrabia i tłumy tu sprowadza.... gdy ta nielitościwa najniegodziwiej szydzi z biednego warjata!
— Pfe! tu już coś zarywa na tragedję — rzekł jenerał — pomyślimy... a gdybyś uciekł?
— Powiedziała mi wbrew, że tylu już miała kochanków, którzy się z nią nie ożenili chociaż obiecywali, iż musi teraz pójść za mnie com jej nic nie przyrzekł!
— Czuje żeś słabizna! a mąż?
— Mówi że ma rozwód w kieszeni.
— Kiedy tak — rzekł przyjaciel — to nie przelewki,