Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 321.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przeszła wszystko niszcząca wojna. Gdzie niegdzie z dworów szlacheckich stały tylko okopcone ściany i rumowiska nieforemne, indziej posadę wioski, rząd sterczących kominów i opalonych płotów oznaczał — pogorzelisko lub pustynia... Po drogach leżały zdechłe konie i bydło na wpół przez zwierza pożarte, a gościńce kopytami stratowane, tam i owdzie rzucone potrzaskane lawety, świeże przejście wojsk opowiadały.
Jak zbieg przekradając się z garstką swoich towarzyszów, wódz nareszcie dobił się do nielicznego oczekującego nań wojska.
Przed niemi cicha Wisła ciche toczyła wody, na wzgórku odrapane domostwo, poniżej wioska i drzew trocha... miejsce zwało się Maciejowice. Na widok wodza zbiegło się co żyło z naczelników oddziałów i otoczyło go radośnie. Ordyński, z smutnem jak wszyscy prawie przeczuciem, przybył na stanowisko ostatnie, ale tu widok wojska, weselsze twarze dowódzców i młodzieży, niedokładne wieści zmniejszające liczbę ludzi i armat jenerała Fersena, jemu jak innym wlały jakąś otuchę.
Maciejowicki dwór stary, murowany pałacyk na wzgórku nad rzeką stojący, nosił także na sobie ślady przechodów wojsk i wojny; zajęto go na główną kwaterę dla naczelnego wodza i sztabu, przy którym i nasz znajdował się Ordyński. Smutny był widok tej budowy co spokojniejsze pamiętała czasy, sal które nieraz brzmieć musiały weselem po gospodarskim znoju, izb dziś ogołoconych ze wszystkiego pustych, z porozbijanemi oknami, z na pół wyłamanemi drzwiami, potrzaskaną i popaloną podłogą, zimnych, wilgotnych, opuszczonych jak kaplica grobowa. W górnej części dworu w jednym z pokojów wisiały jeszcze na ścianach wysoko portrety Maciejow-