Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.

Posadzkę marmurową, której tylko u progu domyślać się było można, okrywał wschodni kobierzec przedziwnej harmonii farb najśmielej pożenionych z sobą... marmurowy komin zdobiły dwie karjatydy niewieście, uśmiechające się mimo ciężaru gzemsu, który dźwigały. Opasywały je wieńce kwiatów i liści z wielkim kunsztem rzucone. Po nad niemi wisiało weneckie zwierciadło w ramach jak brylanty połyskujących z ozdób szklannych, a na gzemsie stały cudne fraszki ze szkła, majoliki, złota i srebra wyrzeźbione.
W jednem z naczyń wiądł bukiet kwiatów jesiennych.
Przy jednej ze ścian stały siedzenia z drzewa misternie rzeźbionego, po których biegały jakby nici złociste. Stół okryty lekkim kobiercem cały prawie zarzucony był też fraszkami, które kształtami swemi pociągały oczy. Stały na nim skrzyneczki sadzone na hebanie, kością słoniową, bursztynem i złotem, puszki form wykwintnych, na których pokrywach unosiły się posążki, kubki przeróżnych wielkości i postaci. Razem z rzuconą niedbale na nie chustą jedwabną, składały także obrazek wdzięczny i bogaty.
Na jednem z krzeseł widać było od niechcenia ciśniętą piękną cytrę, również wysadzaną kunsztownie, ze wstęgą niebieską. U komina, w przyciemnionym kąciku, pół otwarte drzwi, które przysłaniała ciężka przed niemi zawieszona