Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/020

Ta strona została uwierzytelniona.

— Obsypię cię złotem, dam ci najświetniejsze obok tronu stanowisko... wybierzesz je sama! Zrobię cię księżną, panią ziem szerokich...
Dżemma sobie obiema rękami oczy zakryła.
— A! królowo! pani — odezwała się głosem słabym — ja nic, nic, niczego nie żądam oprócz serca jego. — I łzy polały się z jej oczów.
Uśmieszek przesunął się po bladych ustach królowej, położyła palec na wargach.
— Cichoż! nie płacz! Pracować potrzeba, wytężyć wszelkie siły, aby zwyciężyć. Nie masz się obawiać czego. Powinnaś mnie znać. Jesteś przy mnie prawie od dzieciństwa... patrzałaś na to ilem tu walk zwodzić musiała, a zwyciężyliż mnie kiedy oni?
Wszyscy ci sędziwi, poważni senatorowie, całe to mądre duchowieństwo, krzykliwa ich szlachta, mówcy, intryganci, wysilali się na to, aby wpływ mój osłabić, aby mi go odebrać, a mimo to rosnął on z każdym dniem. Nigdy mocniej nie czułam się panią, nigdy nią nie byłam tak...
Tu przerwała sobie królowa.
— Powiesz mi, że to małżeństwo przeprowadzili przeciwko mej woli. Tak, ożenieniu zapobiedz całkiem nie było podobna, kraj cały się go domagał. I ja nie chcę aby zmarł bezpotomnym, ale na to czas wielki jeszcze. Teraz mi go żona