Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/022

Ta strona została uwierzytelniona.

To dziecko moje, dla mnie on nie ma tajemnic! Dżemmo! trzeba przetrwać tę burzę, która będzie może gwałtowną ale krótką. Powtarzam ci, nie byłabym nigdy zezwoliła na to małżeństwo, gdybym pewną nie była, że je rychło śmierć rozerwie.
Mimowolnie wzdrygnęło się dziewczę słuchając.
— Nic bój się — odparła śmiejąc się królowa — nie potrzebuje jej tu zabijać nikt, śmierć ona sama z sobą przynosi.
Oczy dziewczęcia domagały się odkrycia tej zagadki, ale brwi królowej zbiegły się groźno i dodała:
— To moja tajemnica!
Palec przyłożyła do ust.
— Bądź wesołą... gość ten przemknie się jako cień, a ja nie dopuszczę, aby on ciebie dla niej na chwilę opuścił... Będzie żoną i królową, ale ani jego serca, ani panowania nie dotknie... To ofiara!... Cóżem winna, że nam ją narzucono?
Dżemma chwytała słowo każde, ale się odezwać nie śmiała.
Mrok wieczora poczynał coraz większe ciemności rozpościerać w tych mało oknami rozjaśnionych komnatach. Królowa silnie klasnęła w dłonie raz i drugi, i z za zasłony od sypialni ukazała się główka niewieścia.