chownych przybywających na zamek — niedaleko od tych podwoi, któremi Bona wnijść miała na pokoje swoje — stał jakby umyślnie na przesmyku postawiony mężczyzna w cudackiem ubraniu, z niemniej oryginalną fizyognomią, na którego patrząc zdala dworzanie chichotali, ukazując go sobie.
Wystrojony ów średnich lat mężczyzna, wcale się na to zważać nie zdawał.
Za panowania Zygmunta w Polsce, jak nigdy, namnożyło się było strojów tak rozmaitych, tak dziwacznych, z różnych stron świata pochwyconych, iż narodowej sukni, jak świadczą współcześni pisarze, prawie oznaczyć nie było podobna.
Staroświecka, prosta opończa jedna ją zastępowała.
Wśród tej mnogości ubrań włoskich, tureckich, francuzkich, niemieckich, czeskich, wiele raziły dziwactwem, ale właśnie przez to tych co je nosili pociągały. Zwracały oczy na nich, czegoby w inny sposób nie dostąpili.
Stojący u drzwi mężczyzna, Petrek Dudycz, na teraz komornik królewski, choć komory pańskiej wcale nie patrzył, wyglądał nader osobliwie.
Nie młody, przystroił się kuso, nader barwnie, niby z włoska, bez smaku, a jego sucha, długa, koścista figura w obcisłej odzieży, jeszcze się chudszą i przeciąglejszą wydawała. Na obnażonej szyi opalonej, którą żyły oplatały, siedziała
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/026
Ta strona została uwierzytelniona.