Nie było przepychu około biskupa Samuela, bo on sam skarbów nie miał, nie zbierał ich i nie trwonił, ale komnaty się odznaczały poważną wytwornością wielkiego smaku.
Włoskiego pęzla obrazy, włoskie marmury i bronzy, flamandzkie opony, rzeźby z drzewa ubierały izby, którym prosty człek nie bardzo się dziwił, bo nie błyszczały nadto, ale znawca miał tu na co patrzeć.
Wieczór nadchodził właśnie i biskup Samuel powróciwszy od króla spoczywał u siebie, domowników przywołując i łagodnie im dając rozmaite rozkazy.
Piękną, jak dusza Samuela, była zewnętrzna postać jego, pańska bez dumy, dostojna bez wyniosłości, szlachetna bez wymuszenia, miła oczom, choć się o to nie starała.
Wiek nie wiele ją potrafił nadwerężyć. Rysy oblicza zachowywały się tym spokojem mężnym duszy, który daje spokój sumienia i wiarę w cel żywota.
Maciejowski widział go przed sobą, w służbie kościołowi i krajowi. Stan kapłański do obojga go namaszczał.
Siedząc przy stole, rozmowę prowadził ze spartym na nim marszałkiem dworu swego, gdy w dalszych pokojach szmer zmusił go przerwać naradę.
Wieczorni przybywali goście, na których tu
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/043
Ta strona została uwierzytelniona.