Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

nigdy nie zbywało. Nie bywało tu tłumów, bo nie było biesiad, zabaw i gwaru, ale też nigdy pustkami komnaty nie stały.
W tej obwili przybywał Tarło biskup przemyski, a tuż za nim szedł żupnik Seweryn Boner, gdy na wschodach świecono Andrzejowi z Górki, kasztelanowi poznańskiemu, wielkorządzcy wielkopolskiemu.
Wszyscy oni spodziewani byli, pożądani.
Brakło tylko dnia tego hetmana Tarnowskiego, który doma dla pilnych spraw swych był wstrzymany.
U progu witał Maciejowski przyjaciół swych, do których wkrótce i mniej głośnych, a niemniej mu wiernych garstka się przyłączyła.
Twarze widać było wesołe... lecz po tej wesołości umiarkowanej, cichej, znać było ludzi, którzy ani boleć krzykliwie, ani się wrzaskliwie bawić nie umieli.
Tarło począł Maciejowskiemu winszować zwycięztwa.
— Przemogliście owe mocy nieczyste — rzekł. — Króla młodego żenicie, a przez to go może z pod władzy matki wydobędziecie, oddzielicie od niej. Przebóg! — dodał — cóż to za czasy, co za położenie nasze, gdy musimy cieszyć się, żeśmy syna matce wydarli.
— Dałby to Bóg — przerwał pan z Górki, rycerskiego wielce oblicza mąż, który wraz z Tar-