Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

— Króla mi i pana mojego żal — rzekł — boć w nim wielki mąż był i monarcha wielki.
— Bez wątpienia — potwierdził Maciejowski. — Nadszedł wiek, sędziwe lata, choroba uczyniły swoje. Nie tym jest, jakim był w początkach. Widzi jasno, poczynać nie ma siły; ratuje się więc w sumieniu swem, tem com wskazał... wiarą w Opatrzność. A jabym ją, taką jaka ona jest, rychlej fatalizmem nazwać mógł. Dobre jest zdanie się na wolę Bożą, bo bez niej nic się nie dzieje, aliści i człowiekowi dana wola w pewnej mierze, której zażyć ma obowiązek.
Qiud sine viribus ira! — szepnął Tarło wzdychając. — Tem też nasza Polska wdzięczniejszą być wam powinna bracie Samuelu, żeście z panem hetmanem przy małżeństwie młodego króla obstali i przyszłość niem ocalili.
Utinam! — westchnął Maciejowski. — Uczyniono co było można, ale nie łudźmy się, powtarzam. Stanęliśmy do walki, jeden Bóg wie przy kim będzie zwycięztwo.
— Przy dobrej sprawie — zawołał p. Andrzej z Górki.
— Tak, ale my, co walczymy za nią, garstką jesteśmy, a złych co przeciw stoją, ćmy i legiony — rzekł gospodarz.
— Jakże Włoszka przyjęła porażkę? — odezwał się p. Seweryn Boner, żupnik, mężczyzna rozum-