Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/056

Ta strona została uwierzytelniona.

— A toż prawda? — zapytał Boner — że i zapachem zabić można?
— Prędzej niż wejrzeniem na kamień uleczyć — rzekł Struś — lecz smutna to treść rozmowy... rzućmy ją lepiej.
— O wesołą bo trudno — przerwał biskup Samuel.
Po tych słowach rozdzielili się mówiący i każdy z nich pojedynczo z kimś cichą zawiązał gawędę. Wszystkie zaś one mniej więcej jednego się tyczyły przedmiotu — młodego króla i królowej przyszłej, na których wielkie pokładano nadzieje... tak jak Bony i królowania jej coraz się rozwielmożniającego lękali wszyscy, tem pocieszając tylko, iż ono z żywotem starego pana ustać miało.
Słowo to było w ustach wszystkich, i dosłyszawszy je biskup Samuel, rzekł: że i to niepewna, ażali Bona, która na pozyskanie serca syna pracowała od dzieciństwa jego, nie potrafi go zatrzymać, tysiączne na to mając sposoby.
— Jakie one są — mówił znowu podniósłszy głos Maciejowski — wszyscy wiemy, bośmy na nie patrzyli. Młody pan wiele potrzebuje, bo do wykwintnego i zbytkowego życia jest nawykły, kocha się we wszystkiem co piękne, a co piękne jest, szacowne być musi.
Stary król nie rad na fraszki mu dostarcza