Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/069

Ta strona została uwierzytelniona.

zmuszając się do uśmiechu — a któż wam mówił, że mi się co stało?
— Z twarzy to widać!
— Lica kłamią pod czas jak i usta — zawołał Gamrat. — Zmęczony człek wydaje się zatroskanym, znużony smutnym...
W chwili, gdy arcybiskup do sali jadalnej wchodził jednemi drzwiami, drugiemi z bocznych komnat już na niego oczekujące zwykłe codzienne towarzystwo cisnęło się tu także. Duchowni strojni jakby niemi nie byli, świeccy po włosku, po usarsku, po węgiersku, po niemiecku poubierani, dwa karły, trefniś, wszystko się to razem wtoczyło.
Marszałek, który rozkaz już odebrać musiał, natychmiast misy na stół przynosić kazał, a Gamrat już szedł do nalewek, któremu wodę chłopięta na ręce zlewać poczęły... Zatem i paniom i innym gościom podstawiano misy i podawano tuwalnie.
Gwar wesoły rozszedł się po sali oświetlonej i błyszczącej od sreber i szkła weneckiego. Wszyscy jednak ku arcybiskupowi spoglądając widzieli zarówno, że nie takim przybywał jak zwykle... Zły ten humor powszechnie przypisywano temu, że i królowa stara i Gamrat, pobici zostali w sprawie małżeństwa młodego króla.
Żeniono go pomimo nich — zapowiadały się burze i ciężkie walki.
Gdy Gamrat zajął swe siedzenie, obok któ-