Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

rego po obu stronach Dzierzgowska i Sobocka się umieściły, a inni też wedle dostojeństwa krzesła zasiedli, zapach polewki rozszedł się po izbie i słychać było przez czas jakiś tylko brzękanie łyżek i dźwięczenie mis potrącanych niemi.
Arcybiskup ledwie tknąwszy jedzenia, porzucił je, nalać sobie kazał wina, wypił nie mieszkając i siadł oparłszy się na ręku.
Nawykli przy biesiadach widywać go zawsze rozbudzonym, do wesela powołującym, ochoczym, zdumieni potrącali się łokciami.
— Co mu to jest?
Na to pytanie nikt nie umiał odpowiedzieć, bo takim go nigdy nie widziano, takim on nigdy nie bywał.
Dzierzgowska cicho badać go zaczęła. Spojrzał z góry na nią, chciał się łagodnie uśmiechnąć, lecz skrzywił tylko i rzekł:
— Źle się czuję na zdrowiu. Sam nie wiem, co mi jest. Do melancholii nie miałem nigdy skłonności, ani mnie hipochondrykiem kto widział, raczej cholerykiem niekiedy. Przejdzie to wszakże i zwolna się zatrze... Bądźcie wy dobrej myśli, abym ja z niej się cieszył, gdy własnej nie mam.
— Mówicie tak — odparła Dzierzgowska czule — dobre to dla drugich nie dla mnie, która mam to szczęście dobrze was znać. Strapienie jakieś wam dolega, a ciężkie nad miarę być musi, gdy tak widocznem się stało.