Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

byli z sobą jak bracia i wzajem tajemnic nie mieli — drugim sobie mów co wola twa, a no mnie tem się nie zbędziesz. Coś cię dotknęło okrutnie, nigdym cię takim nie widział.
— Zaprawdę — westchnął Gamrat — bom nigdy nie był takim!
Zamilkł krzynę i mówił dalej.
— Niemałom żył, a tego co mi się przygodziło dziś nocą, nie doświadczyłem nigdy. Dlatego zbliżanie się godziny nocnej tak mnie trapi i przeraża.
— Nocą? — podchwycił niespokojny Sobocki.
Gamrat skinieniem głowy to potwierdził.
— Idź — rzekł — opatrz drzwi, aby nawet z domowników moich nikt nas nie podsłuchał. Przed tobą mogę, przed nikim innym z tegobym się nie potrafił spowiadać dla sromu.
Znasz mnie, że ducha mężnego mam, a zmogło go.
Poszedł natychmiast Sobocki za drzwi na oględziny, i prędko, niespokojny powrócił.
Siadł naprzeciw Gamrata, w twarz jego wpatrując się z trwogą.
Arcybiskup milczał czas jakiś, odetchnął po tem ciężko i cichym głosem tak opowiadać zaczął: — Znałeś Kurosza? Wiesz jak blizki był sercu mojemu. Pierwszy to człowiek, który do mnie