Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/077

Ta strona została uwierzytelniona.

dno pchnąć piekielne, długa i sroga czekała pokuta.
Tego słowo ludzkie nie wyrazi jako burzliwym wirem porwana dusza moja z ciała wyszła, przez ciemności straszne lecąc ku pożarnemu morzu płomieni.
Wtem zaszeleściły skrzydła aniołów, pęd się ten powściągnął, i jasna biała światłość oblała mnie. Po nad sobą ujrzałem gwiazdami siany płaszcz, który spadał z ramion białej, w jasności wielkiej stojącej dziewicy... Maryi. Chwyciłem rąbek jego i natychmiast pierzchnęło co mną rzucało. Lekki stałem w powietrzu, a głos z góry dał się słyszeć:
— Ten czci mojej był obrońcą.
Naówczas przyszła mi na myśl przygoda owa w hiszpańskiej ziemi, gdym pijanego a zuchwałego heretyka, który przeciw Matce Bożej bluzgał słowy wszetecznemi, na rękę wyzwał za to i ubiłem go.
Skrucha za grzechy wstąpiła we mnie tak potężna, iż naraz całego przeistoczyła. Czułem jako opadały grzechów mych sprośne łupieże i trądy, jakom znowu do dziecinnej powracał niewinności.
Tak mówił Kurosz, a słowa jego przejmowały mnie grozą wielką, trwogą i bolem.
— Słuchaj Gamracie — dodał — żywota masz jeszcze dwie lecie i kilka miesięcy. Pójdziesz