Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/079

Ta strona została uwierzytelniona.

brzemiona wielkie noszą, więcej niż innym przebacza.
Godzina była spóźniona — Gamrat podumawszy szepnął, znak dając Sobockiemu, aby się zbliżył.
— Słuchaj bracie, trwogę mam przed tą nocą, a nikomu się z nią zwierzyć nie chcę. Spij obok w drugiej izbie, raźniej mi będzie, gdy nie sam pozostanę.
To mówiąc powstał Gamrat i drzwi do sypialni otworzywszy, klasnął w dłonie na służbę.
Sobocki, mało co odzienia zrzuciwszy, pas odpiął i legł na ławie.
Jak noc upłynęła, powiedzieć potem nie mógł, nie pamiętał nic. Gdy pozostał sam, było mu jakoś nie ochoczo i sen z powiek uciekał, więc ze dzbana wina sobie korzennego spory kubek nalawszy, jednym łykiem go wypróżnił, po czem gdy zasnął, nie zbudził się aż o dniu białym.
Arcybiskup stał nad nim już odziany, ale z twarzą od wczorajszej nielepszą.
Zapytał go po cichu Sobocki, czy noc spokojnie przeszła? — na co nie otrzymał odpowiedzi, ale blade i zachmurzono lice świadczyło, że wczorajsze wrażenie jeszcze się nie zatarło.



Następnego dnia, król stary wcześnie się udał na spoczynek, czując znużonym; poufała gromad-