Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

chem — wdzięczen jestem. Włosi się na mnie skarżyć nie mogą. Służyli mi, alem niewdzięcznym nie był.
Królowa siadła na krześle, sparła się na ręku u stołu, twarz starając uczynić smutną, cierpiącą, jakby zbolałą.
Natura jej gwałtowna nie dozwalała długo utrzymać się w mierze, musiała, choć z innego tematu, wznowić żale.
— Kraj ten byłby dotąd na pół barbarzyńskim — odezwała się — gdyby nie nasi budowniczowie, kamieniarze, artyści. Teraz on inaczej wygląda, dzięki Włochom.
— Włosi też twoi dość ztąd pieniędzy wynieśli — rzekł król — bo kazali sobie płacić dobrze.
— Zapracowali na to — odparła królowa.
Zygmunt rękę położył na stole, przebierać zaczął palcami po nim, wpatrzył się w podłogę i milczał. Ból w stawach nowy wycisnął z ust jego syknienie, królowa poruszyła się zaraz dopytując czyby nie potrzebował czego.
— Nie, nie, przeszło to już — zamruczał stary.
Bona usiadła, milczenie panowało chwilę.
— Gamrat też chory czy nie wiem co mu jest — odezwała się po przestanku. — Na twarzy i humorze się zmienił, posmutniał, jakieś przeczucia krótkiego życia go opanowały.