Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

Zygmunt brwiami poruszył i potrząsł głową.
— Gamrat? — powtórzył — ależ nie stary wcale jest i życiem się nie zmęczył, chyba nadużyciem...
Królowa się zżymnęła.
— Zawsze te potwarze — odparła. — Zaprawdę nie gorszy jest od innych, ale wielu solą w oku. Naraził się i heretykom i katolikom, bo nam służył wiernie.
— My też jemu! — zamruczał Zygmunt. — Lepiej się nie obliczać, bo niewiadomo ktoby został dłużnym.
I jakby znużony już temi odpowiedziami, król na piersi zwiesił głowę. Bona znała go, że mówić wiele nie lubił. Dała mu spocząć nim się znowu odezwała.
— Cóżeście postanowili — rzekła — dla syna? Panowie litewscy ciągle się go dopominają, aby jechał do Wilna uczyć się rządy sprawować, ale zawczasu go zaprzęgać, nie widzi mi się.
— W tem jesteśmy zgodni — odparł Zygmunt. — Później zobaczymy. Naprzód ożenić go potrzeba i widzieć jak się to stadło dobierze. Władzy rozdwajać nie myślę. Nie mam jej nadto, abym się nią dzielił. Na każdym kroku opór spotykam.
— Zbytnią powolnością ich rozzuchwaliłeś sam — rzekła Bona. — Miałeś przykład na włoskich książętach wielu, którym miasta i patry-