Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak prędko owa dziewica pełna rozumu, nauki, nieporównanego wdzięku postaci, zmieniła się w zrzędnicę nieznośną, która i królowi i królestwu nie dawała pokoju.
Tak! ale ona dała obojgu tego upragnionego potomka płci męzkiej, w którym płynęła krew Jagiellonów i z niego rozrodzić się miała.
Westchnął Zygmunt, zaszeleściło około drzwi, schował prędko pugilares zamknięty, przeszłość szczęśliwa musiała pierzchnąć ustępując rzeczywistości.
W progu pokazał się ten sam Lula Skotnicki, stary, siwiejący już dworzanin królewski, który przed królową ustąpił. Zaglądał on do pana, czy nie potrzebował czego. Zygmunt zwrócił ku niemu łagodnie rozjaśnione oblicze.
— Lula — szepnął — zobacz czy nie ma ks. Samuela?
— Oddawna w kancelaryi czeka — odparł Skotnicki.
— Niech przyjdzie — rzekł Zygmunt.
Dworzanin pośpieszył z rozkazaniem i po chwilce ks. Samuel z wiązką papierów i pargaminów stał przed królem, który milcząco witał go poruszeniem głowy.
Zobaczywszy brzemię, które niósł podkanclerzy, uśmiechnął się brwi w górę poruszywszy.
— Jest co podpisywać miłościwy panie — zaśmiał się biskup, który na rogu stołu złożył