listy i przywileje. — Poprzednicy miłości waszej nie zadawali sobie pracy rękę własną przykładać do listów, dość było pieczęci...
— Ha! — zaśmiał się król — trzebaż okazać, że król choć pisać umie.
I wskazał miejsce Maciejowskiemu, który nie spiesząc do pracy spytał o zdrowie.
— Cierpiałem w nocy — rzekł król — we dnie zawsze bole mi folgę dają. Jesień nadchodzi, jest to pora w której najwięcej cierpię, trudno senectus ipsa est morbus[1].
— Pomnijcie, miłościwy panie, na dziadka waszego Jagiełłę — rzekł Maciejowski — krew macie i siłę jego, a ten do późniejszej starości zachował moc i zdrowie.
— Tak — odparł Zygmunt — ale żył inaczej. Jam może przeszedł go siłą, bom łamał podkowy w rękach i gniótł puhary srebrne, ale dziś już i spruchniałego kija bym nie skruszył.
Westchnął stary i zadumał się.
Nie mówili o tem więcej.
— Młodego (król czasem tak zwał syna) nie widzieliście? — zapytał Zygmunt.
— Od wczoraj nie — rzekł Maciejowski.
— Nie wiecie jak przyjął wiadomość o postanowionem małżeństwie? — dodał stary król.
— Wcześnie przeciwko niemu go starano się usposobić — począł Maciejowski — trudno się spodziewać, aby temu wpływowi oparł się o wła-
- ↑ „Sama starość chorobą” (łac.); Terencjusz.