Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

Jest ich dosyć we fraucymerze, co się chętnie podejmą kusić...
Zamilkł.
Ks. Samuel, jakby zwyciężony tym argumentem, milczał także; ale myślał że popróbować usunąć tę o której wiedziano powszechnie, iż młodemu panu najulubieńszą była, nie szkodziłoby jednak — wstręt miał wszakże do takich się uciekać sposobów, choć w poczciwej sprawie, Oręż[1] to był nieprzyjaciół, nie jego.
Zwrócił się ku papierom i przerzucać je zaczął, przysposabiając się do poddania ich królowi, który już do blizko stojącego kałamarza i pióra sięgnął, aby się do podpisywania przysposobić.
Podkanclerzy czytał treść każdego dokumentu, a często nie potrzebował nawet do końca jej dopowiedzieć, bo Zygmunt dawał mu znać iż rzecz, o którą chodziło, pamiętał.
Dziwnem to było, że złamany na ciele i na duchu, często się zapominający w potocznych sprawach, gdzie o ważniejsze chodziło, budził się jakby z uśpienia Zygmunt i całą dawną żywość umysłu odzyskiwał.

Gdy niewieści krzyk i swar mu nie dokuczał, wracała pamięć, rozwaga, rozum — starość czuć mu się nie dawała. Lecz teraz były to błyski pogody rzadko trwające długo, każda waśń

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – oręż.