— A chwile te tak krótkie! — westchnęła Dżemma — obliczone! niestety.
Zmarszczył się król i ujął rękę jej w dłonie.
— Nie przewiduj gorszej przyszłości niż się ona obiecuje — począł mówić. — Niestety, królowie żenić się nawet, tak jak żyć muszą nie dla siebie ale dla poddanych, za to małżeństwa ich serca nie wiążą. Zmusić mnie mogą do podania ręki przed ołtarzem, ale serca mojego nikt nie weźmie gwałtem... to do ciebie należy.
— Na długo?
— Na zawsze! — zawołał August — dopóki twoje dla mnie bić będzie, piękna Dżemmo!
Zwolna kołysać się zaczęła piękna jej główka, a uśmiech smętny błąkał się po wargach
— Dzielić się będę musiała z nią — mówi a[1] — a! nienawidzę tę kobietę!
— To dziecko — rzekł August — zabawiać ją będzie stary król, który podobno kocha bardzo synową... a mnie zasłoni matka, która wie co mnie szczęśliwym uczynić może, i żyje tylko dla mnie.
Gdy to mówił, wejrzenia ich się spotkały, Dżemma zacisnęła usta, Augustowi zdało się, że w oczach jej znalazł wyraz wątpliwości i niedowierzania.
— Dżemma! — zawołał — ty jej nie znasz, ty ją sądzisz jak drudzy. Ona co czyni wszystko dla mnie, i jeśli się naraża ludziom, ja tego je-
- ↑ Błąd w druku; powinno być – mówiła.