Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

— A, nie! to nie jest śpiewu godzina — odezwała się rzucając lutnię Włoszka — ja nie mogę śpiewać, gdy w duszy mam łzy... ani nakazać sobie pieśni, gdy mi się serce ściska... nie, nie...
Król nie nalegał.
W milczeniu ujął jej rękę białą i całując palce po jednemu lubował się tak, marzył, uśmiechał. Dżemma schyliła się nad skroń jego i położyła pocałunek na niej.
Tak byli zatopieni w sobie, że żadne z nich ani dosłyszało, ani postrzegło, jak cichutko podniosła się w drzwiach sypialni zasłona i twarz Bony z oczyma iskrzącemi ukazała.
Królowa patrzyła na nich długo z radością jakąś, ostrożnie opuściła kurtynę i znikła.
Dżemma podniosła się, August wstał, objął ją wpół i poszli razem stanąć w oknie, szepcząc niepochwyconemi wyrazy. Były to przysięgi miłośne.
Coś się zdawało czuwać nad niemi, w kurytarzach nie było najmniejszego ruchu, od komnat dalszych nie dochodził szelest żaden. Zapomnieli się tak długo, długo, i wchodząca dopiero karlica rozbudziła ich do życia.
Król natychmiast opuścił komnatę.