Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

W nieszczęśliwą godzinę biedny Petrek Dudycz podniósł oczy i serce swe skłonił ku Włoszce. Zdawało mu się, że dla ubogiej sieroty, która nic oprócz łaski królowej nie miała, jego osoba i majętność były czemś bardzo ponętnem.
Karykaturalnej postaci, Dudycz którego wyszukane stroje czyniły brzydszym i śmieszniejszym jeszcze, na wiele rzeczy był ślepym... a im dłużej się tą spoźnioną miłością rozgrzewał, tem mocniejszego nabierał przekonania, że ona mu piękną Dżemmę zjednać musi.
Przystęp do niej, jak do innych panien fraucymeru, wprawdzie napotykał trudności i przeszkody, lecz Petrek wiele ich podarkami i groszem umiał zwyciężać.
Skąpy dopóki z soli fortunę budował, teraz rozkochany gotów był na największe ofiary.
Nad polskim fraucymerem królowej naówczas zwierzchni miała dozór ochmistrzyni wdowa, nie młoda już jejmość Klara Zamechska. Winna ona była to miejsce jedynie temu, że za młodu obracając się w kołach mieszczan i kupców włoskich w Krakowie, których za Kaźmierza dosyć tu napłynęło, nauczyła się nieźle po włosku.
Otyła, ociężała ale zdrowa i silna Zamechska, chodziła namarszczona, udając surową, starała się królowej przypodobać — ale ani Bona jej polubić, ani ona królowej pokochać się nie nauczyła.