goś się powinien sam był domyśleć? Królowej ona teraz potrzebna, aby młodego króla od tej żony, którą dla niego przywieźć mają, odciągała. Młody pan i stara pani nasza obsypują Włoszkę podarkami, ona teraz pierwsze oko w głowie... cóż ty możesz przeciwko nim?
Dudycz wstał z krzesła i zbliżył się do ucha prawie Zamechskiej.
— Nie takim ja głupi — odparł zniżając głos i ręką osłaniając usta. — Królowa i młody pan będą ją pieścili, bo im potrzebna, ale stary król także też coś znaczy; ks. Samuel, hetman, podskarbi, także ręce mają... Oni pewnie się zechcą pozbyć Włoszki... hę?
— A ty myślisz, że oni wszyscy, ile ich jest, naszej starej Włoszce i młodej podołają? — odparła ochmistrzyni.
— Młoda królowa także też coś będzie znaczyła — rzekł Dudycz.
— Więc żonę chcesz wziąć na upartego? gwałtem? a co ci potem będzie z niej? — spytała Zamechska. — Dasz jej radę?
Gburowata, głupowata twarz Dudycza przybrała na chwilę jakiś wyraz dziki i dziwny, błysnęły oczy — i Zamechska zrozumiała, że w tym człowieku, który się układał na dworaka, był drugi ukryty... z wolą żelazną i nielitościwym uporem.
Petrek milcząco spuścił oczy.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.