Tym razem nie do zboru, ale do pana Seweryna Bonera zbliżyć się mu było potrzeba. Obrachował, że jako sprzymierzeniec mógł służyć tym, co popierali sprawę młodej królowej. Rozumował po gburowsku, zprosta, i szedł prosto też do celu.
Zmierzchało już gdy znalazł się przy ogromnych wrotach kamienicy, w której kancelarye czynnego Bonera, jego dwór, rodzina, domownicy i skarbiec się mieściły. Ruch tu zawsze był wielki, bo Boner miał niezmiernie rozgałęzione stosunki, interesa ogromne i rozliczne, a zajmował stanowisko wyjątkowe. Szlachta go miała za swego, mieszczanie widzieli w nim też brata i wodza, bo z ich stanu wyrosnął. Był to zarazem pan, majątkiem magnatom równy, urzędnik skarbowy mający króla zaufanie, kupiec i handlarz, a jak na owe czasy i bankier, bo przez niego najpewniej przesyłały się pieniądze w najdalsze kraje.
Mało który cudzoziemiec zawitał do Krakowa, nie mając do niego listu polecającego, karty na odebranie pieniędzy.
Wszystkim wiadomem było, że ta potęga stała po stronie króla Zygmunta Starego, ks. Samuela i hetmana.
Boner nie wojował jawnie z Boną, czynił jej nawet małe przysługi, lecz tak się ująć, jak ona chciała, nie dawał.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.