Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

siedzenie Dudyczowi, i z obojętnością wielkiego pana, który rad zbyć się natrętnego klienta, rzekł do niego.
— No, Dudycz, cóż ty mi przynosisz ze dworu? Masz co do mnie?
Petrkowi jakoś wytłómaczyć się na razie było ciężko; niewymówny, szukał po głowie od czegoby miał począć.
— Ja do W. Miłości w mojej własnej sprawie przychodzę — odezwał się nieśmiało.
— Mówże, proszę.
— Chciałbym — dodał Dudycz niezgrabnie — chciałbym się żenić...
— A któż ci broni? — śmiejąc się odparł Boner. — Jesteś pełnoletni oddawna.
Zczerwienił się Dudycz.
— Ale bo — rzekł — idzie tu o pannę z fraucymeru królowej JMci.
— I chcesz, aby ci król JMć był swatem — począł Boner wesoło. — Ale, Dudyczu mój, to ci rychlej zaszkodzi niż pomoże. Stara pani nasza dąsa się na nas.
— Ja to wiem — począł Petrek widocznie skłopotany tem, jak przystąpić do sprawy — ale właśnie się tak rzeczy składają, że moje ożenienie królowi staremu będzie bardzo na rękę, więc myślałem że mi do niego pomoże.
— Królowi? twoje ożenienie? — rozśmiał się Boner, z góry spoglądając na biednego