a powiadał potem: wolna wola jego! kiedy mu życie obmierzło... Jabym ci też to powinien rzec.
Skłonił się Dudycz nic niezmięszany.
— Wątpię, abyś Włoszkę miał za sobą, jeżeli młodemu panu w oko wpadła — odezwał się podskarbi.
— Teraz pewnie patrzeć na mnie nie będzie, ale poczekawszy — rzekł chłodno Dudycz i na chwilkę zamilkł, kończąc potem:
— Poczekawszy, panie podskarbi... jam nie prorok, ale powiem panu, że i król stary i wszyscy wy będziecie radzi, że ja ją sobie zechcę wziąć. Otóż ja zawczasu się polecam...
To mówiąc skłonił się.
Boner, który go znał i nigdy o nim wielkiego nie miał wyobrażenia, teraz tak był zdumiony i miłością tą i cierpliwą jej rachubą i przewidywaniami Dudycza, że stał moment nie wiedząc co powiedzieć.
— Zwierzyłeś mi się — rzekł w końcu — ja ci za to nie mogę inaczej zawdzięczyć jak dobrą radą: nie rozplątuj zawczasu niepotrzebnie, co w końcu sam może później będziesz musiał porzucić i zaniechać.
Energicznie podniósł głowę Petrek.
— Nigdy w świecie — odparł stanowczo — ja co sobie raz postanowię, panie podskarbi, to muszę dokonać. Ma o[1] nie trzydzieści lat o chle-
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Mało.