Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie wiodło się z rozmową. Ochmistrzyni wspomniała o kilku dnia tego wypadkach, o tem co królowa rozkazała, co na jutro się gotowało, o pannach wyznaczonych na służbę... Dżemma milczała główką potrząsając.
Tymczasem zwolna, jakby od niechcenia Zamechska poczęła z bocznej dobywać kieszeni pudełeczko, które uwagę Dżemmy zwróciło na siebie.
— Ty co piękną będąc lubisz i umiesz cenić wszystko co piękne — poczęła zwolna ochmistrzyni — powinnaś zobaczyć to cacko... Właściwie zaszłam do ciebie tylko, aby ci je pokazać. Co też ty powiesz na nie?
I zwolna otworzywszy pudełko, Zamechska na kolanach Dżemmy położyła ową spinkę z rubinem, którą Dudycz jej wręczył.
Włoszka nic się pewnie tak nadzwyczaj pięknego nie spodziewała, zwróciła oczy obojętnie, lecz po chwili uchwyciła pudełeczko i wpatrzyła się zachwycona w maleńkie arcydzieło. Klejnot ten na chwilkę ją rozchmurzył.
— Prześliczna! — zawołała, kładnąc na kolanach pudełko.
— A! ja się na tem nie znam tak jak wy — odparła ochmistrzyni — ale i mnie się zdawało, że to klejnot godzien królowej.
— I zapewne należy też do najjaśniejszej pani — przerwała Dżemma.
Zamechska głową potrząsnęła.