Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

— A czyjeż to jest? — spytała ciekawie.
Uśmiech jakiś niewytłómaczony dla Włoszki, przebiegł po szerokich wargach Zamechskiej.
— To moja tajemnica — rzekła — ale że u mnie nie ma gdzie nawet schować tak drogich rzeczy, tymczasem zostawię spinkę u ciebie. Będziesz mogła przypatrzeć się jej i nacieszyć.
Wejrzenia ich spotkały się, podziwienie odmalowało na twarzyczce Dżemmy. — Milczała.
— Co to ma znaczyć? — zapytała.
Namyślała się Zamechska z odpowiedzią dość długo.
— Hm — rzekła — toby mogło znaczyć, że ktoś się w tobie kocha gorąco, szalenie i radby bóstwo swoje przystroił, ale się lęka przystąpić do niego.
Dżemma natychmiast pochwyciła pudełko, zamknęła je i milcząc położyła na rękach ochmistrzyni.
— Ja podarków nie przyjmuję — rzekła sucho.
— Nawet gdy za nie dziękować nie trzeba? — dodała uśmiechając się Zamechska — możesz nawet nie pytać kto ci to przesyła.
— Nie jestem ciekawa — odezwała się Dżemma.
Pudełeczko leżało zamknięte, stara jejmość otworzyła je znowu, wyjęła spinkę i podnosząc ją w palcach przeciwko światłu, całą jej piękność starała się ukazać. Zwolna oczy Dżemmy spusz-