Wypadałoż go zatrzymać? Trzeba go było oddać?
Nie żądano zań nic a nic... więc dlaczego nie miała zachować podarku. Wejrzenie jej padło razem na piękny różaniec koralowy, który się wydał pospolitym i ubogim. Nie mógł iść w porównanie z rubinem, który miał w sobie coś gorącego jak ludzkie spojrzenie?
Dobrą godzinę przemarzyła Dżemma sam na sam ze spinką, i tak jakoś z nią się poprzyjaźniła, tak się do niej przywiązała, że się już wydawało niepodobieństwem ją zwrócić.
August król był tak roztargniony, tak mało zazdrośny, że pewnie już ani mógł spytać o pochodzenie podarku tego. Wyobraził sobie, że był ofiarą starej królowej i więcej pewnie się o to nie troszczył. Tylko przy Bonie spinki wziąć i pochwalić się nią nie było można. Oko starej królowej widziało wszystko i wiedzieć musiała wszystko co się tu działo. Onaby się nie dała zbyć domysłem, spytałaby i doszła kto przysłał, a może pogniewała się?
Ale czyż królowa sama podarków nie brała?
Wieczorem miał przyjść król jak zwykle; ale przed tą godziną spodziewała się Dżemma Zamechskiej, którą wypytać chciała.
Coś jej mówiło, że przyjdzie.
W istocie przed zmrokiem wsunęła się stara i uśmiechem na szerokich wargach.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.