Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

zyskać? Naówczas nie spinkę dałby dla ciebie... życie. Mieć człowieka tak oddanego sobie... a! Dżemmo! to coś warto.
Włoszka podniosła się z siedzenia z powagą królowej.
— Dla mnie? — odparła dumnie — ale zapominasz, że ja mam za sobą królowę, która tu jest wszechmocna, i młodego króla, który jeśli nie ma jeszcze w ręku berła, to jutro je mieć będzie! Na cóż mi inni pomocnicy?
— Jeśli ty nie przewidujesz, aby ci byli potrzebni — odezwała się Zamechska — cóż ja ci mam mówić?
— Chcę jednak wiedzieć, kto mi spinkę przysłał! — nalegała Dżemma.
— Dobrze, z jednym warunkiem — rzekła ochmistrzyni — jeśli mi dasz słowo, że ją bądź co bądź zatrzymasz... On żadnej nie żąda wdzięczności, nie, nie!
— Zgoda — wesoło odpowiedziała dziewczyna. — Co mi tam! klejnot bardzo ładny, choćby człowiek co go ofiaruje był brzydki.
— Zgadłaś — odparła śmiejąc się też stara. — Juściż musisz wiedzieć o Petrku Dudyczu?
Krzyk wyrwał się z piersi dziewczyny, która załamała ręce.
Ten śmieszny, niezgrabny, wystrojony na pokaz i pośmiewisko, stary, gburowaty dworzanin,