Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjęty został, i zatarł ręce wielce szczęśliwy, jakby mu nie szło o nic więcej.
Ochmistrzyni razem nie kryjąc się przed nim opowiedziała jak go przyjęto — jak dziewczę było dumne, nieprzystępne — i jak mało mógł się po niem spodziewać.
Wszystko to na Dudyczu zdało się bardzo mało czynić wrażenie. Miał jakieś własne swoje pojęcia, plany i rachuby. Dziękował ochmistrzyni jakby mu największą wyświadczyła łaskę.
Z jednej strony rachując na zachowanie dobre u starej królowej, z drugiej na pewne stosunki z ludźmi otaczającemi króla... mając obietnicę umieszczenia u boku młodego pana, wahał się teraz do jakiego obozu przystać było najkorzystniej.
Sympatyi szczególnej nie miał dla nikogo, przedewszystkiem kochał siebie.
Iść pod wodzą pana Bonera przeciwko Bonie i młodemu królowi, mogło coś obiecywać; ale Włoszki się obawiał. Z Boną trzymać? znaczyło że musiał długo czekać nimby Dżemma jej stała się niepotrzebną?
W tej niepewności, jak dawniej tak i teraz pozostał na stanowisku neutralnem, wypatrywać, czekać, a pierwszą zręczność nadającą się zużytkować.
Wiedział, że za kilka miesięcy przybyć miała młoda królowa... Walka rozpocząć się musiała