Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

będzie jej narzucić niż pierwszy, a stał przy swojem, że ujmie piękną dziewczynę książęcemi podarkami.
Sam on nie znał się tak dalece na wyrobach kunsztu i nie umiałby był może rozróżnić włoskiej roboty od domowej, ale miał Włocha artystę, którego ujął był sobie. Kazał mu szukać znowu co najprzedziwniejszego klejnotu. Nie zbywało na nich naówczas w Polsce, bo stosunki z Włochami i handel wszelkiego rodzaju wyrobami ożywiły. Z Wenecyi i Genui płynęły tak misterne filigranowe łańcuchy, pasy, naszyjniki, pierścienie. Zwyczaj dawania podarków, przedaż ich zapewniał — wielu możnych miało takie w klejnotach upodobanie, że niemi całe skrzynie napełniało.
Łatwo więc przyszło Dudyczowi, który na to pieniędzy nie żałował, napatrzyć pas filigranowej roboty, tak piękny, iż się ludzie oglądać go zbiegali. Był bardzo drogi, ale Petrek nie dbał o to, chodziło mu aby nie miał równego. Z kolei więc z dziesiątek uproszonych znawców prowadził, aby pas ocenili i powiedzieli jak się im wydaje. Wszyscy uznawali go arcydziełem. Dudycz potargował się trochę, zapłacił i zabrał. Łamano sobie głowy, dla kogo? a że niemłody był i niezgrabny, wyśmiewano się z niego.
Jednego ranka Zamechska zobaczyła go wchodzącego znowu. Zaczął od tego, że po przywita-