Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

czarną chustą koronkową, z nogami wyciągniętemi na wysłanym wysoko podnożku, w rękach przebierając papiery, któremi stół przy niej stojący był zarzucony.
Szydersko popatrzyła na strwożonego nieco Dudycza, który na to ranne posłuchanie ustroił się równie pretensyonalnie i dziwacznie jak zwykle na pokoje. Strój ten od fizyognomii zestarzałej i brzydkiej odbijał w sposób rażący, czyniąc ją śmieszną.
W chwili gdy się spodziewał napomnienia może, Petrek usłyszał głos dosyć łagodny.
— U króla nie masz pono co robić — rzekła — jest ich tam bez ciebie dosyć; a mnie trzeba pewnego posła. Prosiłam aby mi cię użyć pozwolono.
Pojedziesz z listem.
Tu królowa jakby naumyślnie się wstrzymała. Pojedziesz z listem, mogło oznaczać zarówno kilkomilową podróż i najdłuższą w świat wędrówkę. Dudyczowi opuścić teraz Kraków było tak okrutnie trudno! Lecz królowej się sprzeciwić, starać wymówić nie było sposobu. Najmniejsza rzecz ją obrażała... Dudycz się skłonił.
— Pojedziesz z listem — powtórzyła po chwili.
I znowu nastąpiło drażniące niepewnością milczenie. Stał biedny ale jak na żarzących węglach.
Dokąd miał jechać.
— Przygotuj się do podróży — dodała Bona —