Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

siadowało i teraz... a dwór Kmity, złożony z ludzi po większej części wywołańców, znano niemal jako szajkę rozbójniczą. Nie było między niemi ani jednego, któryby głośnym nie był z kilku popełnionych morderstw — ni jednego, któryby opuszczony przez Kmitę nie godził się pod miecz katowski. Protekcya i osłona marszałka dawała im jednak bezpieczeństwo. Rozumie się, że on życie ich trzymając w swem ręku, rozporządzał też niemi jak chciał, i że na rozkaz jego musieli być na wszystko gotowi. Dla pokazania mocy swojej, Kmita tak samo teraz dawał na dworze schronienie wszystkim, co byli w walce z władzą duchowną i kościołem. On się opiekował Orzechowskim ożenionym, on wychowywał Marcina z Opoczna i Krowickiego. Nie zrywał z katolicyzmem jednakże, liczył się do gorliwych nawet, lecz gdy szło o popis potęgi, gotów był na wszystko. Jemu bezkarnie uchodziło najpoczwarniejsze urąganie się z prawa.
W człowieku tym, jak w wielu jemu podobnych, było dwu ludzi: jeden gładki, okrzesany na cesarskim niegdyś dworze, postacią piękną i pańską, słodką mową ujmujący — drugi rozpasany, dziki, niepohamowany.
W Krakowie, w pośród magnatów i książąt, otoczony świetnym dworem, który żadnemu innemu nie ustępował, Kmita należał do tych wybranych wychowańców zachodu, ówczesną Polskę