Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

cie, nie był bez pewnej trwogi tego spotkania się z faworytem i powiernikiem królowej; a byłby daleko mocniej się frasował, gdyby mógł przeczuć co wiózł pod pieczęcią w liście Bony...
Było w nim pozdrowienie, kilka słów niełatwych do zrozumienia i żądanie do marszałka, aby przywożącego list starał się przez czas jakiś zatrzymać u siebie, choćby pod pozorem odpowiedzi.
Królowa, chcąc Dżemmę oswobodzić od natrętnego wielbiciela, wyprawiła go, a do instrukcyi należało, jeśliby Kmity nie znalazł w Wiśniczu, jechać za nim tam, gdzie się mógł znajdować.
Z osławionej gromady Kmitowczyków, Dudycz znał kilku. Pełka, Janko i Piotr Biały gościli u niego niegdyś w pobliżu Wieliczki i był z niemi dosyć dobrze. Na te stosunki z dworem marszałka liczył też Petrek wiele.
Nie dojechał jeszcze do Wiśnicza, gdy na nocleg zaciągnąwszy do gospody we wsi Kościelnej, gdy konie zobaczył wierzchowe u żłobu, a rozpytywać począł czyjeby były, dowiedział się, że w izbie u żyda w betach leżał ranny właśnie ten Pełka, którego znał dawniej.
Na rękę mu było dowiedzieć się coś od niego, wszedł więc do alkierza, z którego gwałtem wyrzuciwszy rodzinę gospodarza, rozgospodarował się w nim Jacek Pełka. Z poduszek i pierzyn,