Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

Na noc się zbierało, gdy chłopek powracający z lasu, wskazał Dudyczowi wieś dużą i dwór zdala światłami gorejący, w którym Kmita się miał znajdować. Podjechawszy bliżej okazało się jakby na prędce we dworze rozbite obozowisko, moc wielka wozów, koni, ludzi i spędzonego bydła.
Zaledwie tentent koni Dudyczowych tu posłyszano, czy się napaści lękano, czy odwetu, ruszyło się wszystko z wrzaskiem ogromnym, i możeby z bronią w ręku przywitano gościa, gdyby Dudycz jednego ze swoich nie wyprawił przodem z oznajmieniem, że poseł od królowej z listem jechał, nie kto inny.
Uspokoili się tedy upojeni i rozpasani żołnierze Kmity, a Dudyczowi na podwórze wrota otwarto. W niem jednak i dokoła w zabudowaniach, szopach, pod płotami, gdziekolwiek daszek był, taki tu ścisk znalazł, iż ani się było myśleć umieścić.
Dwór cały stał rzęsisto oświecony, a gwar, śpiewy i brzękanie dzikiej muzyki słychać z niego było. Z ludzi, którzy naprzeciwko przybywającemu wyszli, ani jednego Dudycz trzeźwym nie znalazł. Wpadłszy w ten wrzątek, niedobrze wiedział co miał począć, gdy naprzeciwko niemu wyszedł znajomy, cioska jego Piotr Biały.
Biały był jednym z najzapamiętalszych zbójów u boku Kmity. Małego wzrostu, krępy,