Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

tak wielkie, czy wrzawa zbyt okrutna, oczu zamknąć nie mógł, kleiły mu się stokroć do snu, ale natychmiast łomot jakiś lub krzyk przerażający budził, a gdy naostatku drzemać zaczął, dostał jakby gorączki i zdało mu się, że go zbójcy napadają, a on bronić się im musi. Rzucał się i krzyczał też w niebogłosy, ale nikt go szczęściem posłyszeć nie mógł.
Przez całą noc do białego dnia trwało to ucztowanie szalone, i Kmity głos towarzyszył mu do końca. Zwolna wreście uciszać się zaczęło, Petrek zasnął.
Gdy się obudził, zobaczył nad sobą stojącego Białego z palcem na ustach.
— Wstawaj a żywo — rzekł do niego — odziej się, bo przyjdę po ciebie abym do pana zaprowadził.
Pacholę Dudycza stało już z wodą, ręcznikiem i odzież miało przygotowaną. Zerwał się więc poseł co żywo i nie tracąc czasu ubierać się począł w co miał najlepszego.
W sali obok, która wczoraj noc całą trzęsła się od wrzasków, panowała cisza grobowa. Dudycz zajrzał przez szparę, stała pustą, a na stołach walały się niezebrane szczątki wieczerzy. Mroczno wyglądała i brudno.
Zaledwie czas miał wdziać na siebie strój włoski, list królowej w jedwabną chustkę zawinąć i włożyć za suknię, gdy Biały wszedł.