Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

zapomniał i dwakroć musiał się odezwać do niego marszałek nim zebrał się na odpowiedź. Dobył chustę z listem i papier wręczył Kmicie, który z uszanowaniem wielkiem wziąwszy go w ręce, spytał tonem łagodnym.
— Jakże się ma Miłość Jej, królowa nasza? Jak król stary? Nic złego mi, spodziewam się, nie przynosicie?
— Sądzę że nie ma ani złego, ani zbyt nowego nic — odparł Dudycz — ale królowa JM. radaby zawsze wiedzieć o tych, których liczy do przyjaciół swoich.
Spojrzał, Kmita skłonił głową. Zwolna rozwarł list i poszedł z nim do okna.
Petrek śledził go oczyma, usiłując odgadnąć co pismo zawierało; ale twarz Kmity to tylko zawsze okazywała co chciała, i dowiedzieć się z niej tajemnicy trudno było. Czytał list zmarszczywszy brwi, powoli, parę razy z ukosa popatrzył na Dudycza, powrócił do pisma, zatopił się w niem znowu, zamyślił. Nie ruszył się od okna, choć widocznem było, że list skończył czytać dawno.
Zadumany potem przeszedł się po komnacie, jakby nie wiedział jeszcze co pocznie. Nie było mu pisanie to zbyt miłem, tego zdawał się módz dorozumiewać Dudycz.
Zbliżył się wreście ku stojącemu u drzwi.